niedziela, 19 września 2010

24 godziny we Włoszech

Dojechałam na "katowickie" lotnisko, które z Katowicami miało naprawdę niewiele wspólnego, ale być może Pyrzowice są zbyt trudne do wymówienia. Lotnisko było jednym, wielkim niczym, ale nawet to mnie nie przerażało, bo myśl o tygodniu z przyjaciółkami rozwiewało wszelkie wątpliwości. Samolot się spóźnił, a ludzie lecący do Bolonii przyprawiali mnie o dreszcze. Na szczęście siedziałam w rzędzie z przesympatycznym doktorem biologii molekularnej, który umilił mi dwie godziny lotu, dzieląc się kulturowymi niuansami, o których napiszę kiedy indziej. Buziaki dla biologa z ostatniego rzędu.

Włochy przywitały mnie deszczem, ale nawet to nie pozwoliło mnie zatrzymać w domu. Wybrałyśmy się na poszukiwanie klubów. Nagle zobaczyłam coś przypominającego wybieg dla słoni, od którego zaczyna się cała opowieść. Jak się domyślacie był to klub i to nie byle jaki - dla gejów i lesbijek. Tworzyłyśmy zgrabny trójkąt. Po kilku drinkach i paru buchach odnalazłam wiele inspiracji do nowych postów, m.in ekshibicjonistyczne toalety, biurokratyczny raj jakim jest Polska i głuchoniemych, którzy chcąc, nie chcąc rozmawiają na forum. W tym czasie świat Maji, do której przyjechałam obrócił się do góry nogami i należało już wracać. Tylko, że ja nie chciałam. W końcu zmuszona wnikliwym spojrzeniem Oliwii doczłapałam się na górę. Tak ukradli jej telefon, ciepło moich stóp i wszelkie taxówki w mieście. W długiej kolejce czekałyśmy na pracowitych taxówkarzy. Po około godzinie byłyśmy już pierwsze i gotowe do drogi do domu. Niestety przed budynkiem okazało się, że nie mamy również kluczy. Na szczęście nie tylko my wracamy do domu o 5, więc miał nas kto wpuścić do budynku. Tam, niczym prawdziwy złodziej Maja rozłożyła na części pierwsze parasolkę i próbowała wkraść się do mieszkania. Bez rezultatu. Tak o to spędziłyśmy kilka godzin na klatce, śpiąc a to przy drzwiach, ścianach czy w moim przypadku, na ciepłej, filcowej wycieraczce. Chcecie w to wierzyć, czy nie, ale nie zrażone nocą zamówiłyśmy rano taxówkę i pojechałyśmy przespać się w Majki samochodzie. O 11 właściciel włoskiego mieszkania, Luka przyjechał po nas i zawiózł do ciepłego łóżeczka.

Przed chwilą wzięłam prysznic i czuję się o niebo lepiej, ale chodzenie po deszczu bez butów zrobiło swoje - nie mogę domyć stóp.

Pisząc ten post uświadomiłam sobie, że składając CV do Elle wspomniałam o swoim blogu. Z pewnością po tym poście przyjmą mnie do pracy. Cóż, żyje się tylko jeden raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz